Małe dzieci są słodkie. Ale czasami, przyznaję – dość często, rodzice zastanawiają się, jak ukarać małego słodkiego drania, który robi wszystko, by na tę karę zasłużyć. O czym trzeba pamiętać, zastanawiając się nad karą dla małego dziecka.
Małe dziecko, czyli trzy, czterolatek. Stosowanie kar wcześniej, w drugim a nawet trzecim roku życia (czyli przed trzecimi urodzinami) w zasadzie mija się z celem – co nie znaczy oczywiście, że nie trzeba dyscyplinować młodszych niż trzyletnie dzieci. Wręcz przeciwnie! Dyscyplina – czyli przestrzeganie (rygorystyczne) ram dopuszczalnego zachowania (np. „nie wolno bić nikogo”, „nie wolno skakać po krzesłach”) jest warunkiem dobrego i bezpiecznego wychowania dziecka. Jednak w stosunku do najmłodszych dzieci sens ma jedynie dyscyplinowanie – czyli reagowanie na niewłaściwe zachowanie i przypominanie o zasadach. Ciągle, i bez odstępstw. Dwulatek nie jest w stanie skojarzyć kary (abstrakcyjnej sankcji) z niewłaściwym zachowaniem.
Jeszcze dwadzieścia, trzydzieści lat temu karanie czy karcenie dziecka mogło się kojarzyć głównie z karami fizycznymi. Dziś – o czym trzeba pamiętać – stosowanie kar fizycznych jest nielegalne. I, co oczywiste, wielu świadomych rodziców wyrzuciło ze swojego „arsenału kar” nawet klapsy. Karanie małego dziecka staje się więc wyzwaniem. Aby kara przyniosła skutek – czyli zniechęciła dziecko do powtórzenia w przyszłości nieakceptowanego przez rodziców zachowania musi być wystarczająco dotkliwa (ale proporcjonalnie do przewiny), zrozumiała, wymierzona z miłością i zamknięta w czasie. Nie może, w żadnym wypadku, być formą zemsty czy odreagowania negatywnych emocji rodzica.
Łatwo powiedzieć? Oczywiście. Jako mama 3,5 latka mam już niemałe doświadczenie w tym, jak upiornie trudna jest konieczność natychmiastowego okiełznania emocji, gdy np. synek rzuca nową zabawką w ścianę. Napad złego humoru? Zdarza się! Konieczność rozładowania negatywnych emocji? Ma do tego prawo! Ale wielokrotnie mówiłam, że nie wolno rzucać zabawkami ani o podłogę, ani – w kogoś (co też się zresztą zdarza). Zaznaczam – nie zdarza się to często, ale się zdarza. Co robię? Kilka głębszych wdechów, lub odwrócenie się na 5 sekund plecami do winowajcy (to sposób na uspokojenie złych emocji albo ukrycie rozśmieszenia, czasem dziecko w złości jest po prostu komiczne), po czym podchodzę do synka, biorę go za obie ręce, kucam przy nim – tak by jego wzrok miał szansę napotkać moje oczy na jego wysokości – i spokojnym głosem mówię, że nie wolno rzucać zabawek, i że wiele razy o tym rozmawialiśmy. Po czym zabieram rzucony przedmiot, pokazuję mu i tłumaczę, że zabawka będzie czekać w szafie do momentu kiedy się przekonam, że zapamiętał zasadę o nierzucaniu zabawkami. W ten sposób w szafie wylądowało kilka samochodów. Czekają na swój come back i być może wkrótce się doczekają, bo od kilku tygodni żadnej „akcji” nie było.
Trudniejszą sprawą jest kara za próbę uderzenia rodzica (głównie mnie). Problem pojawił się stosunkowo niedawno – zdarza się, że synek w złości próbuje mnie uderzyć, lub zaatakować zabawką (z intencją sprawienia bólu lub też przykrości). Kara musi być adekwatna do przewinienia – ale ja jestem zdecydowaną przeciwniczką kar fizycznych. Znalazłam jednak sposób, by „uświadomić” dziecku, czym jest ból i jak nieprzyjemne mogą być konsekwencje jego zadawania. Przy takich próbach zawsze staram się uprzedzić ruch i złapać – mocno – ręce dziecka. I, w zależności od rozwoju sytuacji, staram się tak pokierować „atakiem” by synek sam sobie wyrządził drobną (ale dla dziecka dotkliwą „krzywdę” – np. uderzył się w nos zwiniętymi piąstkami). Moment bólu działa jak wiadro zimnej wody – dziecko z nabuzowanego potwora zmienia się w malucha, który woła „ratuj mamusio”. I oczywiście – ratuję i przytulam, bo przecież nie o złość tu chodziło, ale o wyrwanie ze stanu negatywnych emocji.
Karą może być też odesłanie dziecka do jego pokoju – lub kąciku, w którym się bawi. W każdym razie – wyraźna separacja od rodzica. Nie wolno dziecka zamykać w ciemnym pomieszczeniu i zdecydowanie – nie powinno się go zamykać na klucz. Dziecko ma prawo samo zdecydować, kiedy opuści swój azyl, bo trafia tam po to, żeby się uspokoiło, przemyślało swoje wybory (dzieci potrafią to naprawdę dobrze robić) i miało szansę pogodzić się z rodzicami bez naruszania własnej godności.
Anna Kozłowska